numer 1/2005

Max Lucado

Opowieść o ukrzyżowanym łotrze

Zaprawdę, powiadam, ci: Dziś ze Mną będziesz w raju .
(Łk 23,43)    

Bardziej niebywałe od samej prośby było jedynie to, że została wysłuchana. Wystarczy próba wyobrażenia sobie tej sceny, by wywołać krótkie spięcie w najbardziej nawet wybujałej wyobraźni: zniszczony życiem eks-oszust prosi Syna Bożego o życie wieczne? Jednakże wyobrażenie sobie, że to błaganie zostało wysłuchane, wychodzi poza rzeczywistość i wkracza w sferę absurdu.

Bez względu na to, jak niedorzeczne się to wydaje, dokładnie tak było. Ten, który zasługiwał na piekło, otrzymał niebo. I oto mamy zadziwiającą zagadkę: Czego Jezus chciał nas nauczyć? Co próbował udowodnić, przebaczając temu przestępcy, który najprawdopodobniej nigdy nikomu nie okazał łaski i nie zrobił nic, by samemu na nią zasłużyć? Otóż mam pewną teorię na ten temat. Żeby ją jednak wyjaśnić, muszę opowiedzieć historię, w którą trudno uwierzyć.

Zamienione metki

Prawdopodobnie dwóch złodziei włamało się do domu towarowego w pewnym dużym mieście. Weszli do sklepu i przebywali tam wystarczająco długo, by zrealizować plan, z którym przyszli. Potem uciekli nie zauważeni przez nikogo. Niezwykłe w tej historii jest to, co ci złodzieje zrobili. Nic nie zabrali. Absolutnie nic. Nie ukradli ani jednej rzeczy. Wszystkie towary pozostały nietknięte.

To co zrobili, było bez sensu: Zamiast ukraść, zamienili ceny. Poprzestawiali metki. Metkę aparatu fotograficznego o wartości 395 dolarów przyczepili do papeterii wartej 5 dolarów. Metkę z książki za niecałe 6 dolarów umieścili na silniku do motorówki. Wszystkie towary w sklepie otrzymały nowe ceny!

Szaleństwo? Bez wątpienia. Ale najbardziej niewiarygodna część tej historii miała miejsce następnego ranka. (Nie uwierzysz w to.) Sklep otwarto jak zwykle. Sprzedawcy zabrali się do pracy. Klienci zaczęli robić zakupy. Zanim ktokolwiek zauważył, co się stało, przez cztery godziny sklep funkcjonował normalnie. Cztery godziny! Niektórzy zrobili znakomity interes. Inni zostali wystrychnięci na dudka. Przez cztery pełne godziny nikt nie zauważył, że wszystkie ceny zostały pozamieniane. Trudno w to uwierzyć? A nie powinno być trudno - przecież to samo się dzieje każdego dnia.

Wypaczone wartości

Otacza nas wypaczony system wartości. Najcenniejszymi rzeczami w naszym życiu kramarzy się za grosze, a za bezwartościowe bzdury uzyskuje się miliony. Przykładów jest mnóstwo. Oto kilka, na które natknąłem się w zeszłym tygodniu:

Handlowiec, który bronił swych nielegalnych praktyk mówiąc: „Nie mylmy interesu z etyką".

Wojskowi, którzy sprzedali ściśle tajne informacje (wraz ze swoją uczciwością) za sześć tysięcy dolarów.

Członek rządu dużego kraju przyłapany na nielegalnym handlu kamieniami półszlachetnymi. Jego stanowisko w gabinecie? Minister sprawiedliwości.

Ojciec, który przyznał się do zamordowania swej dwunastoletniej córki. Czemu ją zabił? Nie chciała z nim współżyć.

Dlaczego robimy to, co robimy? Dlaczego to, co tak wyraźnie jest biało-czarne, malujemy na szaro? Dlaczego cenne zasady wyrzucamy do śmieci, a przestrzegamy bezsensownych norm? Co skłania nas do wywyższania ciała, a degradowania duszy? Do pielęgnowania skóry, ale zanieczyszczania serca?

Nasz system wartości jest wywrócony do góry nogami. Ktoś włamał się do sklepu i pozamieniał metki z cenami. Tanie emocje idą za wielkie pieniądze, ludzie zaś cenieni są nisko.

Nie trzeba być filozofem, by wyjaśnić, co spowodowało taki układ cen. Wszystko zaczęło się wtedy, gdy ktoś przekonał nas, iż rasa ludzka zmierza donikąd. Że człowiek nie ma żadnego przeznaczenia. Że tkwimy w błędnym kole. Że ta absurdalna egzystencja nie ma żadnego sensu. W jakiś sposób doszliśmy do przekonania, że jesteśmy uwięzieni na nic nie znaczącej bryle błota, wirującej w pustce. Że Ziemia to tylko kręcące się mauzoleum, a wszechświat nie ma celu. Że stworzenie było dziełem przypadku, a ludzkość nie zmierza w żadnym kierunku. Ponury obraz, nieprawdaż?

Dalsze konsekwencje są jeszcze gorsze. Jeśli człowiek nie ma przeznaczenia, to nie ma żadnych obowiązków. Żadnych zobowiązań, żadnej odpowiedzialności. Jeśli człowiek nie ma przeznaczenia, nie ma wskazówek, jak żyć i do czego dążyć. Jeśli nie ma przeznaczenia, któż może wyznaczać, co jest dobre, a co złe? Kto może twierdzić, że mężowi nie wolno zostawić żony i rodziny? Kto może mówić, że nie wolno usuwać ciąży? Cóż złego jest w życiu „na kocią łapę"? Kto może mówić, że nie wolno deptać po plecach innych w drodze na szczyt? Ja mam swój system wartości, ty masz swój. Żadnych absolutów. Żadnych zasad. Żadnej etyki. Żadnych norm. Życie sprowadza się do weekendów, zarabiania pieniędzy i tanich wzruszeń. Kresem tego jest katastrofa.

„Dla egzystencjalisty - pisał egzystencjalista Jean Paul Sartre - nieistnienie Boga jest nadzwyczaj kłopotliwe, bo wraz z Bogiem znika wszelka możliwość znalezienia wartości w czysto rozumowo pojmowanym niebie... Wszystko jest dozwolone. Jeśli Boga nie ma, człowiek jest opuszczony, bowiem nie może znaleźć w sobie lub poza sobą niczego, na czym mógłby się oprzeć" [Existentialism from Dostoyevsky to Sartre, New York, Meridian Books, 1956, s. 294-295].

Wartość człowieka

Jeśli człowiek nie ma żadnych obowiązków ani przeznaczenia, następnym logicznym wnioskiem jest, że człowiek nie ma żadnej wartości. Jeśli człowiek nie ma przyszłości, to nie jest dużo wart. W istocie, jest wart mniej więcej tyle samo co drzewo czy skała. Nie ma różnicy. Przebywa tutaj bez powodu, dlatego nie ma wartości.

Oglądamy skutki tego. Nasz system wartości rozpada się. Czujemy się bezużyteczni i bezwartościowi. Popadamy w obłęd. Zaczynamy grać. Tworzymy fałszywe systemy wartości. Mówimy, że człowiek jest wartościowy, jeśli jest ładny. Jest wartościowy, jeśli potrafi coś stworzyć. Jest wartościowy, jeśli umie trafić piłką do kosza z każdej pozycji lub świetnie gra w baseball; jeśli ma tytuł przy nazwisku; jeśli zarabia miliony i jeździ drogim samochodem.

Wartość człowieka mierzy się obecnie według dwóch kryteriów - wyglądu i możliwości.

Ciężki system, nieprawdaż? Jakie miejsce zajmują w nim opóźnieni w rozwoju? Albo brzydcy czy niewykształceni? Starzy czy kalecy? Jaką nadzieję mają nienarodzone dzieci? Niewielką. Bardzo niewielką. Stajemy się bezimiennymi liczbami na przechowywanych gdzieś spisach.

Pamiętaj jednak, że autorem takiego system wartości jest człowiek, a nie Bóg. Jego plan jest radośniejszy. Bóg z promiennym wzrokiem podchodzi do tablicy filozofa, ściera błędne koło historii i zastępuje je linią - pełną nadziei cienką linią. I oglądając się przez ramię, by sprawdzić, czy wszyscy patrzą, rysuje na jej końcu strzałkę. W Bożym planie człowiek dokądś zmierza. Jego przeznaczenie jest zdumiewające. Jesteśmy przygotowywani do przejścia środkiem kościoła i zostania oblubienicą Jezusa. Będziemy żyć z Nim. Dzielić z Nim tron. Panować razem z Nim. A zatem jesteśmy cenni. Co więcej, jesteśmy wartościowi sami w sobie! Nasza wartość jest wrodzona.

Jeśli Jezus pragnął, by wszyscy zrozumieli choć jedno, to na pewno to: człowiek jest wartościowy z tego prostego powodu, że jest człowiekiem. Dlatego właśnie tak, a nie inaczej traktował ludzi. Zastanów się nad tym. Przebaczył kobiecie przyłapanej na cudzołóstwie. Dotknął trędowatego (którego każdy bałby się dotknąć), proszącego o oczyszczenie. Spełnił prośbę niewidomego żebraka, siedzącego na poboczu drogi. W pobliżu sadzawki Syloe uzdrowił człowieka, który lubił użalać się nad sobą.

Pamiętaj też o klasycznej ilustracji wartości człowieka, przekazanym przez Łukasza - opowieści o ukrzyżowanym łotrze.

Przegrany

Jeśli o kimkolwiek moglibyśmy powiedzieć, że nic nie był wart, to na pewno o nim. Jeśli ktokolwiek zasługiwał na śmierć, to prawdopodobnie on.

Jeśli ktokolwiek był przegrany, to jego można umieścić na początku listy takich osób.

Może dlatego właśnie Jezus wybrał jego, by pokazać nam swój stosunek do ludzkości.

Nie wiemy, czy ten złoczyńca słyszał przemawiającego Mesjasza. Czy widział Jego miłość do ubogich i grzeszników. Być może wiedział o tym Mesjaszu jedynie to, co teraz widział: wychłostany, przybity do krzyża Nauczyciel. Twarz zalana krwią, odsłonięte kości, ciało unoszące się przy próbie złapania choć odrobiny powietrza.

Coś jednak mówiło mu, że nigdy nie znajdował się w lepszym towarzystwie. I w jakiś sposób uświadomił sobie, że choć pozostała mu tylko modlitwa, w końcu poznał Tego, do którego powinien się modlić.

„Czy mógłbym liczyć na to, że wstawisz się za mną?" (luźne tłumaczenie).

„Stanie się tak".

Dlaczego Jezus tak postąpił? Jaką korzyść mogło Mu przynieść obiecanie temu desperatowi zaszczytnego miejsca przy stole na uczcie weselnej? Cóż ten szubrawiec mógł Mu dać w zamian? Rozumiem sytuację z Samarytanką. Mogła pójść do miasta i wszystko opowiedzieć. Zacheusz z kolei miał pieniądze i mógł ich trochę ofiarować. Ale ten? Cóż był w stanie zrobić? Nic! I właśnie o to chodzi.

Wartość wrodzona

Słuchaj uważnie. Miłość Jezusa nie zależy od tego, co dla Niego robimy. Ani trochę. Jesteśmy wartościowi w oczach Króla po prostu dlatego, że jesteśmy. Nie musimy ładnie wyglądać i nie musimy mieć wielkich możliwości. Nasza wartość jest wrodzona. I kropka.

Pomyśl nad tym przez chwilę. Jesteś cenny z tego prostego powodu, że istniejesz. Nie z powodu tego, co robisz lub zrobiłeś, ale po prostu dlatego, że jesteś. Zapamiętaj to. Pamiętaj o tym następnym razem, gdy znajdziesz się pod kołami czyjejś rozpędzonej ambicji. Pamiętaj o tym, gdy jakiś żartowniś będzie próbował przylepić metkę z okazyjnie niską ceną na twoim poczuciu własnej wartości. Gdy ktoś będzie próbował pozbyć się ciebie jak taniego towaru, pomyśl tylko o tym, jak wysoko ceni ciebie Jezus... i uśmiechnij się.

Ja się uśmiecham. Robię to, ponieważ wiem, że nie zasługuję na taką miłość. Nikt z nas nie zasługuje. Gdy się nad tym dobrze zastanowić, jakikolwiek wkład z naszej strony jest śmiesznie mały. Wszyscy - nawet ci najlepsi z nas - zasługujemy na Niebo w takim samym stopniu jak ten łotr. Wszyscy korzystamy z karty kredytowej Jezusa, nie swojej.

Uśmiecham się też na myśl, że po złotych ulicach chodzi teraz eks-oszust, który o łasce wie więcej niż tysiąc teologów. Nikt nie wstawiłby się za nim. Lecz on poprosił. I tylko tego było trzeba.

Nic dziwnego, że zwą Go Zbawicielem.

Fragment z: Max Lucado, Nic dziwnego, że zwą Go Zbawicielem, Oficyna Wydawnicza Vocatio,  Warszawa 1997. Wykorzystano za pozwoleniem.  Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Copyright © Słowo i Życie 2005
Słowo i Życie - strona główna