numer 4/2004


        C.S. LEWIS

Moralność seksualna
czyli to, co chrześcijanie nazywają cnotą czystości

Chrześcijańskiej cnoty czystości nie wolno mylić ze społeczną zasadą „skromności" (w pewnym sensie tego słowa), to jest właściwego zachowania czy przyzwoitości. Społeczna zasada właściwego zachowania decyduje o tym, jaka część ciała może być odsłonięta albo na jakie tematy można rozmawiać i w jakich słowach - według zwyczajów danej grupy społecznej. Dlatego choć zasada czystości jest jednakowa dla wszystkich chrześcijan wszystkich epok, zasada właściwego postępowania jest zmienna. Dziewczyna na wyspach Pacyfiku, która prawie nic nie ma na sobie, i wiktoriańska dama w całości okryta ubraniami mogą być tak samo „skromne" czy też przyzwoite według standardów własnego społeczeństwa, a przy tym niezależnie od ubioru obie mogą być jednakowo czyste (lub jednakowo nieczyste). Niektóre słowa używane przez czyste kobiety w czasach Szekspira, w wieku dziewiętnastym przeszłyby przez gardło tylko kobiecie z marginesu społecznego. Jeśli ludzie łamią zasadę właściwego postępowania, obowiązującą w czasie i miejscu, w którym żyją, i czynią tak, aby wzbudzić żądzę w sobie samych lub w innych, popełniają występek przeciwko czystości. Jednak jeśli łamią ją z niewiedzy czy nieuwagi, ich jedynym przewinieniem są złe maniery. Jeśli, co się często zdarza, łamią ją wyzywająco, aby szokować czy żenować innych, niekoniecznie dopuszczają się nieczystości, ale z pewnością okazują się nieżyczliwi, bo nieżyczliwością jest cieszyć się z cudzego zażenowania. Nie wydaje mi się, aby szalenie surowe standardy właściwego zachowania w jakimkolwiek stopniu dowodziły czystości czy też ją wspomagały - dlatego sądzę, że wielkie odprężenie i uproszczenie zasad, które dokonało się za mojego własnego życia, jest czymś dobrym. Jednak w chwili obecnej wywołuje to tę niedogodność, że różni ludzie w różnym wieku wyznają różne standardy i sami nie wiemy, co z tym począć. Dopóki to zamieszanie trwa, wydaje mi się, że ludzie starzy lub staroświeccy powinni bardzo się pilnować, aby nie uznawać ludzi młodych czy „wyemancypowanych" za zepsutych za każdym razem, kiedy ci zachowają się (według starego standardu) niewłaściwie. Z drugiej strony, ludzie młodzi nie powinni uważać starszych od siebie za pruderyjnych purytanów tylko dlatego, że jest im trudno dostosować się do nowych standardów. Większość problemów może tu rozwiązać autentyczne pragnienie, aby mieć o innych jak najlepsze zdanie i pozwolić im czuć się jak najlepiej.

Zepsuty instynkt

Czystość to najbardziej niepopularna z cnót chrześcijańskich. Nie da się jej uniknąć - chrześcijańska zasada głosi: „Albo małżeństwo i pełna wierność wobec partnera, albo całkowita abstynencja”. Jest to coś tak trudnego i tak sprzecznego z naszym instynktem, że najwyraźniej albo chrześcijaństwo jest w błędzie, albo coś zepsuło się w naszym instynkcie seksualnym. Jedno albo drugie. Oczywiście, jako chrześcijanin sądzę, że to instynkt uległ zepsuciu.

Jednak mam też inne powody, by tak sądzić. Biologicznym celem seksu są dzieci, tak jak biologicznym celem jedzenia jest odnowa ciała. Otóż gdybyśmy jedli, kiedy tylko przyjdzie nam ochota i tyle, ile tylko zechcemy, zapewne większość z nas jadłaby zbyt wiele - choć nie aż tak bardzo za wiele. Można jeść za dwóch, ale nie da się jeść za dziesięciu. Apetyt wykracza poza swój sens biologiczny tylko w niewielkim stopniu. Jednak gdyby młody, zdrowy człowiek miał folgować seksualnemu apetytowi za każdym razem, kiedy przyszłaby mu na to ochota, a każdy taki stosunek przynosiłby dziecko, to w dziesięć lat bez trudu zaludniłby niewielką wieś. Ten apetyt przerasta swoją funkcję w sposób niedorzeczny i absurdalny.

Albo inaczej. Można zgromadzić sporą widownię na striptiz - aby przyglądali się dziewczynie rozbierającej się na scenie. Otóż załóżmy, że przyjeżdżasz do kraju, gdzie można zapełnić teatr do ostatniego miejsca, gdy umieści się na scenie zakryty talerz, a następnie wolno unosi pokrywkę w taki sposób, aby tuż przed zgaśnięciem świateł każdy zobaczył, że leży na nim barani kotlet albo kawałek boczku - czy nie uznałbyś, że w tym kraju stało się coś niedobrego z apetytem? I czy ktoś wychowany w innym świecie nie uznałby, że coś równie dziwacznego spotkało nasz instynkt seksualny?

Pewien krytyk stwierdził, że gdyby odkrył kraj, gdzie odbywałyby się podobne akty striptizu z jedzeniem, uznałby, że wśród jego obywateli panuje głód. Chciał przez to oczywiście powiedzieć, że takie rzeczy jak seksualny striptiz wskazują nie tyle na seksualne zepsucie, ile wygłodzenie. Zgadzam się, że gdybyśmy natknęli się w jakimś kraju na podobne występy z baranimi kotletami, głód byłby jednym z kilku możliwych wyjaśnień, które przyszłyby mi do głowy. Jednak następnym krokiem byłoby zbadanie naszej hipotezy poprzez sprawdzenie, czy rzeczywiście w tym kraju jada się mało, czy też wiele. Gdyby zebrany materiał wskazywał na duże spożycie żywności, należałoby oczywiście porzucić hipotezę o głodzie i szukać innej. Podobnie, zanim przyjmiemy, że striptiz wywołany jest seksualnym głodem, musimy poszukać dowodów na to, że seksualna abstynencja jest w naszych czasach bardziej rozpowszechniona niż wówczas, kiedy striptizu nie znano. Ale przecież takich dowodów nie znajdziemy. Za sprawą antykoncepcji instynktowi seksualnemu można dziś folgować w małżeństwie znacznie taniej (a poza nim znacznie mniej ryzykownie) niż kiedykolwiek przedtem, zaś opinia publiczna patrzy obecnie na nieślubne związki czy nawet zboczenia dużo łagodniej niż kiedykolwiek od czasów pogańskich. Można sobie zresztą wyobrazić inne hipotezy niż teorię „wygłodzenia". Jest rzeczą jasną, że apetyt seksualny, jak każdy inny, narasta, kiedy mu folgujemy. O jedzeniu może wiele myślą głodujący, jednak tak samo zachowują się żarłoki. Łechtanie na podniebieniu czują nie tylko wygłodniali, ale i przejedzeni.

Wreszcie trzecia myśl. Nie znalazłoby się wielu ludzi, którzy chcieliby jeść rzeczy niejadalne, albo zamiast żywność jeść, robiliby z nią coś innego. Inaczej mówiąc, zboczenia apetytu są rzadkie. Jednak zboczenia instynktu seksualnego są liczne, oporne w leczeniu i straszne. Z przykrością wchodzę tu w szczegóły, ale to konieczne. A konieczne jest to dlatego, że przez ostatnie dwadzieścia lat i tobie, i mnie kłamano w zaparte na temat seksu. Powtarzano nam do znudzenia, że pożądanie seksualne niczym się nie różni od innych pragnień i wystarczy porzucić nasze głupie, wiktoriańskie pomysły z jego tłumieniem, a wszystko będzie uporządkowane jak w ślicznym ogródku. To nieprawda. Jeśli spojrzysz na fakty, a nie propagandę, zrozumiesz, że tak nie jest.

Problem nie w seksie ani w przyjemności

Słyszymy, że seks zwichrował się, bo był tłumiony. Ale przez ostatnie dwadzieścia lat tłumiony nie był. Był wywlekany na światło jak dzień długi. Mimo to pozostał tak samo zwichrowany. Jeśli kłopoty wywołało tłumienie, odprężenie powinno pomóc. Jednak nie pomogło. Myślę, że jest na odwrót. Myślę, że ludzkość stłumiła seks, bo tak bardzo się wykrzywił. Ludzie współcześni powtarzają: „Seksu nie należy się wstydzić". Mogą mieć na myśli dwie rzeczy. Jedna: „Nie należy wstydzić się faktu, że ludzkość dokonuje reprodukcji w pewien określony sposób, ani że sposób ten przynosi przyjemność". Jeśli to chcą powiedzieć, mają słuszność. Chrześcijaństwo mówi to samo. Problem nie w seksie ani w przyjemności. Dawni nauczyciele chrześcijańscy mawiali, że gdyby człowiek nie upadł, przyjemność płynąca z seksu nie byłaby mniejsza, ale wręcz większa niż dzisiaj. Wiem, że pewni nierozgarnięci chrześcijanie wypowiadali się tak, jakby chrześcijaństwo uznawało seks, ciało czy przyjemność za rzeczy złe same w sobie. Mylili się. Chrześcijaństwo jest niemal jedyną z wielkich religii, która w pełni akceptuje cielesność - która uznaje, że materia jest dobra, że sam Bóg przyjął kiedyś ludzkie ciało i że otrzymamy pewnego rodzaju ciała nawet w niebie, gdzie będą zasadniczą częścią naszego szczęścia, naszego piękna i naszej energii. Chrześcijaństwo wyniosło małżeństwo wyżej niż jakakolwiek inna religia, a najwspanialsza poezja miłosna świata została niemal w całości stworzona przez chrześcijan. Jeśli ktokolwiek stwierdzi, że seks sam w sobie jest zły, chrześcijaństwo natychmiast temu zaprzeczy. Ale kiedy ktoś stwierdza: „Seksu nie należy się wstydzić", może ma na myśli, że „stanu, w jakim znalazł się obecnie instynkt seksualny, nie należy się wstydzić".

Jeśli akurat to miałby na myśli, moim zdaniem myli się. Myślę, że należy się wstydzić. Nie ma powodu się wstydzić, kiedy jedzenie sprawia nam przyjemność - należałoby się wstydzić, gdyby połowa ludzkości uczyniła z jedzenia główne życiowe zainteresowanie i bezustannie oglądała je na fotografiach, śliniąc się przy tym i mlaskając. Nie twierdzę, że ty czy ja osobiście odpowiadamy za obecną sytuację. Nasi przodkowie przekazali nam organizmy, które są pod tym względem wypaczone - a my dorastamy w otoczeniu propagandy, która sprzyja nieczystości. Są ludzie, którzy chcą stale zaogniać nasz instynkt seksualny, aby zarobić na nas pieniądze. Przecież człowiek ogarnięty obsesją nie stawi wielkiego oporu sprzedawcy. Bóg zna naszą sytuację - nie będzie nas sądził tak, jakbyśmy nie musieli się borykać z żadny­mi trudnościami. Liczy się szczerość i wytrwałość woli w ich pokonywaniu.

Musimy zechcieć

Zanim zostaniemy uleczeni, musimy tego zechcieć. Ci, którzy naprawdę chcą pomocy, znajdą ją - ale dla wielu współczesnych ludzi nawet samo takie życzenie jest trudne. Łatwo jest myśleć, że chcemy czegoś, podczas gdy tak naprawdę tego nie chcemy. Pewien słynny chrześcijanin powiedział dawno temu, że jako młodzieniec nieustannie modlił się o czystość, ale po latach zdał sobie sprawę, że kiedy ustami mówił „Panie, uczyń mnie czystym", w sercu po cichu dodawał: „Ale jeszcze nie teraz". To samo zdarza się w modlitwach o inne cnoty. Są trzy przyczyny, dla których wyjątkowo trudno jest nam pragnąć całkowitej czystości, nie mówiąc o jej osiągnięciu.

Przede wszystkim połączenie naszej skrzywionej natury, kuszącego nas szatana i całej współczesnej propagandy żądzy wywołuje w nas uczucie, że pragnienia, którym stawiamy opór, są tak „naturalne", tak „zdrowe" i rozsądne, że sprzeciwiać się im byłoby rzeczą niemal zboczoną i nienormalną. Plakat za plakatem, film za filmem, powieść za powieścią tworzą skojarzenie pomiędzy ideą folgowania seksualności a ideami zdrowia, normalności, młodości, szczerości i dobrego humoru. To skojarzenie jest kłamstwem. Jak wszystkie potężne kłamstwa, odwołuje się do prawdy - przedstawionej powyżej prawdy, że seks sam w sobie (w oderwaniu od narosłych wokół niego ekscesów i obsesji) jest „normalny", „zdrowy" itd. Kłamstwo polega na sugerowaniu, że każdy akt seksualny, wobec którego odczuwasz w danej chwili pokusę, jest również normalny i zdrowy. Takie zdanie - z czystego rozsądku i niezależnie od nauki chrześcijańskiej - musi okazać się brednią. Uleganie każdemu pragnieniu prowadzi w oczywisty sposób ku niemocy, chorobie, zazdrości, kłamstwu, skrytości i temu wszystkiemu, co jest zaprzeczeniem zdrowia, humoru i szczerości. Każdy rodzaj szczęścia, nawet na tym świecie, wymaga sporej powściągliwości. Dlatego stwierdzenie, że każde pragnienie - choćby i silne - jest zdrowe i rozsądne, to stwierdzenie bez wartości. Każda zdrowa na umyśle i cywilizowana osoba musi mieć zasady, umożliwiające jej dokonywanie wyboru: pomiędzy pragnieniami, które można zaakceptować i które trzeba odrzucić. Jedna osoba opiera swoje wybory na zasadach chrześcijańskich, inna na zasadach higieny czy normach społecznych. Prawdziwy konflikt przebiega nie pomiędzy chrześcijaństwem i „naturą", lecz pomiędzy zasadami chrześcijańskimi a innymi zasadami kontrolującymi „naturę", bo „naturę" (czyli naturalne pragnienia) i tak trzeba kontrolować, żeby nie zrujnowała ci kompletnie życia. Należy przyznać, że zasady chrześcijańskie są surowsze od innych - jednak sądzimy, że kiedy ich przestrzegasz, towarzyszy ci taka pomoc, jakiej nie otrzymasz, jeśli będziesz przestrzegać innych.

Po drugie, wielu ludzi zniechęca się do podjęcia poważnej próby praktykowania chrześcijańskiej cnoty czystości, bo sądzą (zanim spróbują), że to niemożliwe. Ale kiedy chce się podjąć jakąś próbę, nie wolno nigdy myśleć o możliwości czy niemożliwości. Kiedy dostajemy na egzaminie zadanie nieobowiązkowe, zastanawiamy się, czy umiemy je rozwiązać - dostając zadanie obowiązkowe, musimy zrobić, co się da. Punkty można zawsze dostać nawet za bardzo niedoskonałą odpowiedź - jednak na pewno ich nie dostaniemy, jeśli zostawimy pytanie nietknięte. Nie tylko na egzaminach, ale i na wojnie, we wspinaczce górskiej, ucząc się pływania, jazdy na łyżwach albo na rowerze, czy wręcz zapinając sztywny kołnierzyk zgrabiałymi palcami - ludzie nieraz dokonują rzeczy, które wydawały się zupełnie niemożliwe, dopóki nie spróbowali. Cudowne jest to, jak wiele można zrobić, jeśli nie ma innego wyjścia.

Rzeczywiście możemy być pewni, że doskonała czystość - tak jak doskonała miłość i dobroczynność - nie może zostać osiągnięta samym ludzkim wysiłkiem. Trzeba prosić o pomoc Boga. Nawet wtedy może się długo wydawać, że pomoc jest albo żadna, albo nie taka, jakiej ci potrzeba. To nieważne. Po każdej porażce proś o wybaczenie, wstawaj i próbuj od nowa. Początkowo Bóg bardzo często pomaga nam osiągnąć nie tyle samą cnotę, ile właśnie zdolność powstawania i stałego rozpoczynania od nowa. Bo niezależnie od tego, jak wartościowa jest czystość (lub odwaga, prawdomówność czy każda inna cnota), proces ten wyrabia w duszy jeszcze ważniejszy nawyk. Leczy nas ze złudzeń na własny temat i uczy polegać na Bogu. Z jednej strony dowiadujemy się, że nie możemy sobie ufać nawet w najlepszych chwilach, z drugiej zaś, że nie musimy się poddawać rozpaczy nawet w chwilach najgorszych, bo porażki są nam wybaczane. Rzeczą fatalną jest zadowolenie się wyłącznie czymś niedoskonałym.

Seks opanowany

Po trzecie, ludzie nieraz błędnie pojmują to, co psychologia nazywa „represją", czyli wyparciem ze świadomości. Psychologia uczy, że seks „wyparty do podświadomości" jest niebezpieczny. Ale w tym kontekście słowo „wyparty" jest określeniem technicznym: nie oznacza tego samego, co seks „opanowany", to jest taki, któremu się oparliśmy. „Wyparte" pragnienie czy „wyparta" myśl oznacza pragnienia lub myśli zepchnięte (zwykle w bardzo młodym wieku) do podświadomości, które teraz mogą się pojawić w umyśle wyłącznie w bardzo zamaskowanej, nierozpoznawalnej formie. Wyparta seksualność w ogóle nie wydaje się pacjentowi seksualnością. Kiedy nastolatek czy dorosły usiłuje opanować świadome pragnienie, nie ma to nic wspólnego z wypieraniem uczuć do podświadomości - wyparcie tu w żadnym wypadku nie grozi. Wręcz przeciwnie, ci, którzy poważnie usiłują osiągnąć czystość, są znacznie bardziej świadomi własnej seksualności i wkrótce poznają ją znacznie lepiej niż inni. Poznają własne pragnienia tak samo, jak Sherlock Holmes znał Moriarty'ego czy Wellington Napoleona - tak jak szczurołap poznaje gryzonie, a hydraulik cieknące rury. Cnota, nawet na etapie prób, daje światło - folgowanie skutkuje zamgleniem.

Chociaż mówiłem tu o seksie dosyć długo, na koniec chcę jak najdobitniej stwierdzić, że nie w nim leży centrum chrześcijańskiej moralności. Ktokolwiek sądzi, że dla chrześcijan nieczystość to najgorsza przywara, jest w grubym błędzie. Grzechy cielesne, choć złe, są najmniej złymi grzechami w ogóle. Wszelkie najgorsze przyjemności są czysto duchowe: przyjemność płynąca z udowadniania, że druga osoba jest w błędzie, przyjemność pomiatania innymi i protekcjonalności, przyjemność mieszania innym szyków czy intryganctwa - przyjemności płynące z władzy i z nienawiści. Bo oto są we mnie dwie rzeczy, które walczą z ludzkim jestestwem, do którego mam zmierzać. Są to dwie inne części jestestwa: część zwierzęca i część diaboliczna. Diaboliczna jest gorsza. Dlatego nieczuły kołtun i faryzeusz, który regularnie chodzi do kościoła, może być znacznie bliżej piekła niż prostytutka. Choć oczywiście najlepiej nie być ani jednym, ani drugim.

Fragment z: „Chrześcijaństwo po prostu” (tyt. oryg. „Mere Christianity”), Wydawnictwo Media Rodzina, Poznań 2002. Wykorzystano za pozwoleniem.  Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Copyright © Słowo i Życie 2004
Słowo i  Życie - strona główna