Świadectwo

Życie z Bogiem daje zadowolenie

Było to pięć lat temu, kiedy dla mnie dla mojej rodziny,
dla mojego związku, potrzebny był po prostu cud. Sypało się wszystko.
Mimo ogromnej miłości, jaką darzyłam Marcina, wiedziałam, że pochłonął mnie
świat obowiązków zawodowych i to one były na pierwszym miejscu.
U mojego męża było podobnie. I wtedy zaczęłam regularnie przychodzić do kościoła, świadomie.
Zaczęłam uważnie wsłuchiwać w Słowo Boże,

Pochodzę z Poznania, tam się urodziłam i dorastałam w tzw. wierzącej niepraktykującej rodzinie. W szkole podstawowej wiedziona tradycją, głównie w okresie komunii, przeżyłam okres głębokiej wiary. Wierzyłam w Boga i chciałam żyć tak, aby Mu się przypodobać. Moja wiara na tym etapie była jednak bardzo krucha. Na religię przestałam chodzić zaraz po szkole podstawowej w okresie buntu nastolatki, a tenże przebiegał u mnie bardzo burzliwie. Brakowało mi przejrzystych zasad, według których powinnam żyć, brakowało mi też autorytetu. Moje postępowanie wtedy to była prosta droga w stronę zła. Co ciekawe, często gdy wracałam myślami do zdarzeń z przeszłości oraz do tego jak lekkomyślną byłam, uświadamiałam sobie, że ktoś nade mną czuwał. Dziś już wiem kto. Po trudnym dojrzewaniu przyszło wczesne macierzyństwo i wczesne małżeństwo. Poza radością z ekscytującego wyzwania, jakim było budowanie rodziny, ten okres przyniósł też dużo rozczarowań i zmagań, na które byłam kompletnie nieprzygotowana.

Walcząc ze swoimi ludzkimi słabościami, chcąc ratować najpierw siebie, a potem i rodzinę, to mój mąż poznał Boga – ja nie. Towarzyszyłam mu w jego nawróceniu dla dobra sprawy, jednak mnie osobiście zupełnie to nie dotyczyło. Tak uważałam i tak przeżyłam wiele lat, uczęszczając sporadycznie do kościoła, goniąc jednocześnie za nieokreślonym i nieosiągalnym wciąż dla mnie szczęściem. Presja życia, pycha, kroczenie krętą drogą, rywalizacja w domu i w pracy, nieposkromiona ambicja, wybuchowość, a przy tym wszystkim trudny do określenia smutek, brak satysfakcji i zadowolenia, które - dziś już to wiem - brały się z pustki duchowej.

Dojrzewanie do nawrócenia to był dla mnie proces. Do Społeczności Chrześcijańskiej  „Puławska” trafiliśmy krótko po przeprowadzeniu się do Warszawy, około 2000 roku.  Pomimo, że czuliśmy się chrześcijanami, nasze codzienne życie pełne było sprzeczności. Przyszedł jednak moment, że się obudziłam. Było to pięć lat temu, kiedy dla mnie dla mojej rodziny, dla mojego związku, potrzebny był po prostu cud. Sypało się wszystko. Mimo ogromnej miłości, jaką darzyłam Marcina, wiedziałam, że pochłonął mnie świat obowiązków zawodowych i to one były na pierwszym miejscu. U mojego męża było podobnie. I wtedy zaczęłam regularnie przychodzić do kościoła, świadomie. Zaczęłam uważnie wsłuchiwać w Słowo Boże, które - ku mojemu ogromnemu zdumieniu - było zawsze skierowane właśnie do mnie. Nie wiem, czy też tak macie, ale ja mam bardzo często, że przychodzę do kościoła, siadam sobie wygodnie i nagle słyszę coś tak mocnego, że wbija mnie w krzesło, jest odpowiedzią na moje wątpliwości albo wskazówką do działania. Uczęszczanie na niedzielne nabożeństwa rozpalało moje zastygłe serce, rodziło we mnie świadomość, ile obszarów mojego życia jest do zmiany. Poprzez Słowo Boże i obcowanie z nim zdałam sobie sprawę ze swojej grzeszności. W swojej drodze do poznania Boga zaczęłam podejmować zobowiązania do opamiętania, z których się po prostu wywiązywałam. Odwrócenie się od grzechu przynosiło pocieszenie. Dalej odkryłam, że w życiu z Bogiem można znaleźć zadowolenie. Odkąd przyjęłam Boga do swojego serca, dzieją się same dobre rzeczy w naszej rodzinie. Bóg uzdrowił nasze relacje. Działanie Boga odczułam w mojej relacji z mężem. Staliśmy się jako ludzie bardziej świadomi celu, dla którego jesteśmy na ziemi, staliśmy się szanującymi siebie wzajemnie partnerami, słuchającymi siebie i obdarzającymi siebie ogromnym ciepłem, troskliwością i prawdziwą wierną miłością. Ze spokojem i ufnością, że Bóg jest z nami przechodzimy przez różne, często trudne sytuacje życiowe. Zaczynamy też odczuwać radość dzielenia się z innymi tym, co sami już osiągnęliśmy. Fajnie jest rozwiązać swoje problemy, ale także wiele radości daje pomoc innym, którzy jej potrzebują. Wprowadzenie wartości Bożych w nasze życie nie tylko uzdrowiło nasz związek, ale także ma ogromny wpływ na nasze dzieci. Wychowywanie z Bożą pomocą pozwala budować prawdziwe wartości na całe życie. Bóg to autorytet, którego ja jako dziecko poszukiwałam.

W relacji z Chrystusem odnalazłam nowe życie. Dokonałam szczerego rozliczenia z przeszłością i sukcesywnie podejmuję postanowienia, aby zło zwyciężać dobrem. Owocem nawrócenia jest dla mnie to, że jako człowiek odzyskałam szlachetne pragnienia i aspiracje oraz spokój ducha. Przeszłość stała się częścią mojej życiowej mądrości i doświadczenia. Zniknął ból pamięci, czyli intensywne rozżalenie, które dotąd towarzyszyło wspominaniu błędów i krzywd, jakich zaznałam. Zrozumienie Bożej miłości dało mi siłę do kochania ludzi. Dzisiaj czuję się kobietą, która dokonała dojrzałego rozrachunku z przeszłością, która potrafi żyć w teraźniejszości i potrafi skupić się na obecnym życiu, przyjmując je z pokorą i radością. Dziękuję Bogu za życie, które mam, za opiekę nade mną i nad moją rodziną. Dziękuję Bogu za każdy dzień, który jest mi dany. Z ufnością patrzę w przyszłość, bo wiem, kto mnie umacnia. Chcę być posłusznym uczniem Jezusa Chrystusa, kroczyć Jego drogą i naśladować Go. Pragnę się ochrzcić, aby dać wyraz mojej wiary.

E.P. (imię i nazwisko znane redakcji)

Copyright © Słowo i Życie 2016