S łowo i Życie nr 4/2014





Nina i Bronisław Hury

Od redakcji

Zamieszanie wokół wyborów samorządowych uzmysławia, że żyjemy w cywilizacji wyboru. Jesteśmy do tego tak przywiązani, że jeśli coś pójdzie nie po naszej myśli, gotowi jesteśmy brać sprawy w swoje ręce, hołdując zasadzie: „Sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie”. Nie zawsze tak było i nie wszędzie teraz tak jest. Nawet w Europie przez wieki człowiek żył jak przesądził los: Kto się urodził księciem, księciem umierał, a kto urodził się żebrakiem, umierał żebrakiem. To dotyczyło również przekonań religijnych. Znalazło to dobitny wyraz w postanowieniach pokoju augsburskiego z 1555 roku, nieco zmodyfikowanego w 1648 roku układem westfalskim, ustalającym porządek polityczny po wojnie trzydziestoletniej: „Czyj kraj, tego religia”. Nie takie jednak jest przesłanie Biblii.

Grzech pojawił się na świecie dlatego, że Pan Bóg dał człowiekowi wybór. W Bożym Prawie, przekazanym Izraelowi przez Mojżesza, co i rusz czytamy: „Jeśli ktoś chce...”. A Jozue, po wejściu do Ziemi Obiecanej, w taki oto sposób zachęcał izraelski lud do pójścia za Panem: „Oddajcie tedy Panu zbożną cześć i służcie Mu szczerze i wiernie: usuńcie bogów, którym służyli wasi ojcowie za Rzeką i w Egipcie, a służcie Panu. A jeśliby się wam wydawało, że źle jest służyć Panu, to wybierzcie sobie dzisiaj, komu będziecie służyć: czy bogom, którym służyli wasi ojcowie, gdy byli za Rzeką, czy też bogom amorejskim, w których ziemi teraz mieszkacie. Lecz ja i dom mój służyć będziemy Panu” (Joz 24:14-15). Choć więc Europa od szesnastu stuleci czerpała z przesłania Biblii, stare przekonania wciąż pokutowały i o religii poddanych decydowały przekonania władcy.

Dziś chrześcijańska z nazwy Europa skomercjalizowała chrześcijańskie przejawy życia, a to co się skomercjalizować nie daje, wypiera z publicznego obiegu. Póki jednak tej części świata całkowicie nie przejmie w posiadanie wojujący ateizm albo radykalny islam, możemy się cieszyć wolnością i prawem wyboru świętowania lub nieświętowania chrześcijańskich świąt. W naszym chrześcijańskim ogródku możemy nawet się spierać, co w tej materii jest biblijne, a co nie jest. W obliczu zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia dobrze jest sobie uświadomić, że tę wolność zawdzięczamy właśnie przyjściu na świat Bożego Syna w człowieczej postaci. Ewangeliczne nauczanie kładzie nacisk na wolność od grzechu i wiecznych jego konsekwencji, a więc na wolność wewnętrzną, osobistą. Ta osobista wolność w europejskiej zbiorowości i cywilizacji Zachodu zaowocowała odchodzeniem od utartych dróg przeszłych pokoleń i przekonania, że życiem człowieka rządzi los. Stanowiono coraz lepsze prawa poszerzające sferę wolności i dające wybór w wielu dziedzinach życia, jak to dziś widzimy. Nie zawsze tak jednak musi być i najpewniej nie zawsze tak będzie.

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia i chciałoby się tradycyjnie nawiązać do tych wzniosłych i miłych treści, wnoszących w nasze życie pokój i nadzieję. Co naprawdę świętujemy? Póki co, to nasz wybór. Póki co, polska nazwa tych świąt wskazuje na ich sedno, choć dla wielu nie ma ono znaczenia. Ale w wielu już krajach – w trosce o „nieobrażanie” uczuć religijnych islamistów – nie wolno już nawet w nazwie nawiązywać do przyjścia na świat Jezusa Chrystusa, ani eksponować żadnych tradycyjnie chrześcijańskich symboli, związanych z tymi świętami. To też element wojny, wypowiedzianej cywilizacji judeo-chrześcijańskiej.

Docierające do nas wieści z różnych stron świata, a i to, co dzieje się dokoła nas, każe spoglądać na rzeczywistość nie tylko z perspektywy naszej zewnętrznej wolności. Ta bowiem dla wielu chrześcijan na świecie jest całkowicie obca. Gdyby nie ich wolność w Chrystusie, żyliby bez nadziei. W Europie ewidentnie kończy się czas wolności religijnej dla chrześcijan – czytamy w artykule „Wojna światów”. Niewątpliwie przywiązaliśmy się do życia doczesnego. Lubimy kupować, odpoczywać, osiągać cele. Sytuacja chrześcijan w Iraku czy Syrii pokazuje nam z całą dobitnością, że „niczego na świat nie przynieśliśmy, dlatego też niczego wynieść nie możemy” (1 Tm 6:7). Dlatego musimy się oduczać patrzenia jedynie na „tu i teraz”, na korzyść tego, co jest „tam i wiecznie”. Mamy nadzieję, że lektura tego numeru „Słowa i Życia” pomoże nam patrzeć we właściwym kierunku.


Copyright © Słowo i Życie 2014