Nina i Bronisław Hury



Zajęcie Krymu przez Rosję wzbudziło w naszym kraju niemiłe wrażenie powtórki znanego nam scenariusza z Gdańska w roku 1939. W obu miejscach większość zamieszkującej tam ludności utożsamiała się raczej z potężnym sąsiadem, a nie z ustanowionym dla niej statusem prawnym. Choć więc w żaden sposób ci ludzie nie byli uciskani, to ich niezadowolenie posłużyło sąsiadowi jako pretekst do ingerencji i zaboru. Pomijając historyczne okoliczności ustanowienia statusu prawnego tych miejsc i naszej oceny zdarzeń, bezsporne jest, że postawa i sympatie większości mieszkańców miały ogromny wpływ na to, co później się stało według znanego i niepokojącego scenariusza.

Wydarzenia te wszakże są pouczającą ilustracją dla naszego życia duchowego. Głównym zadaniem Kościoła jest głoszenie Ewangelii o zbawieniu człowieka z łaski przez wiarę, dzięki ofierze Chrystusa Jezusa. Dla otaczającego nas świata zbawienie jest zmianą statusu, czymś całkowicie obcym. Gdy grzesznik wyznaje Chrystusa Panem swojego życia, w oczach Bożych staje się święty, bo Bóg patrzy na niego poprzez ofiarę przelanej krwi swojego Syna. Jest to więc świętość dana, nadany nam przez Boga nowy status. Rezultaty słuchania Ewangelii i nowego narodzenia bywają zdumiewające. Często otoczenie nie może pojąć tej przemiany, zaskakują one nawet samych dostępujących zbawienia.

Zmiana statusu nie oznacza jednak całkowitej zmiany natury. Wciąż pozostaje w nas stara skłonność do grzechu. Zachodzi więc pytanie, na ile pozwalamy tej starej naturze czuć się dobrze w naszym nowym statusie świętości. Innymi słowy, na ile realizujemy Boże polecenie, by być świętymi. Ap. Piotr tak ten nakaz ujmuje: "Za przykładem świętego, który was powołał, sami też bądźcie świętymi we wszelkim postępowaniu waszym" (1 P 1:15). Jeśli niedostatecznie rzetelnie współpracujemy z Bogiem na polu stawania się świętymi, po jakimś czasie może się okazać, że stare skłonności pozostaną większością zamieszkującą nasze życie, a ich sympatie będą ciążyć ku wielkiemu sąsiadowi, jakim jest doczesny świat. Władca tego świata jest przebiegły. Czasem stara się nas zastraszyć, używając wielkiej machiny wojennej, jaką dysponuje. Czasem przenika w nasze życie w sposób na pozór nieszkodliwy, stosując siły nieoznakowane dla przywrócenia swojej władzy, powołując się na nasze skłonności, które w skrytości hołubiliśmy. Zawsze jednak chodzi mu o to, by to on panował w naszym życiu, a nie Bóg.

O świętości w kontekście kanonizacji dwóch nowych świętych w Kościele Rzymskokatolickim traktuje tekst "O jeden ołtarz za daleko" W. Andrzeja Bajeńskiego. W kontekście Ukrainy ciekawą lekturą będą rozważania Johna Stotta o chrześcijańskiej postawie wobec zła. Nasze życie, słowa i czyny zawsze mają wpływ na innych. Zapisujemy się w pamięci i sercach ludzi, nie tylko najbliższych. Pięknie piórem i pędzlem opowiada o tym Stefania Shaded ("Portrety kobiet mojego życia"). O zmaganiach z chorobą pisze Małgorzata Stiff ("Życie to nie bajka"). Wzruszająca jest opowieść Henryka Rother-Sacewicza o odnalezieniu swojej biologicznej rodziny ("Przyjdzie tata i was zabierze").

Ten numer „Słowa i Życia” ukazuje się, gdy trwają ostatnie już przygotowania do Festiwalu Nadziei, który odbędzie się w dniach 14–15 czerwca na stadionie Pepsi Arena w Warszawie. Głównym mówcą Festiwalu będzie Franklin Graham. Zamieszczamy fragment autobiografii jego ojca Billy'ego Grahama ("Najlepsze dopiero nadejdzie"). Ten znany ewangelista u schyłku swego życia pisze o przemijaniu, brzemionach starości. Z wdzięcznością spogląda wstecz i wyczekuje na niebo. I wciąż wskazuje na Chrystusa, bo jedynie On jest odpowiedzią na największe życiowe problemy, bo widział, jak On zmienił życie niezliczonej rzeszy osób, które się upamiętały i przyszły do Niego przez wiarę.


Copyright © Słowo i Życie 2014