nr 2/2010


Nina i Bronisław Hury

Od redakcji

Media tej wiosny były w swoim żywiole. Takiego nagromadzenia niepokojących i emocjonujących wydarzeń nie wymyśliłby żaden autor przygodowych książek czy filmów akcji: Katastrofa prezydenckiego samolotu 10 kwietnia pod Smoleńskiem i ogłoszone w jej następstwie przyśpieszone wybory głowy państwa. Wybuch islandzkiego wulkanu, paraliż ruchu lotniczego nad Europą spowodowany rozprzestrzenieniem się pyłu wulkanicznego i ogromne straty towarzystw lotniczych. Odbijający się echem w światowej polityce i gospodarce kryzys finansowy Grecji, jego wpływ na osłabienie złotego i wzrost długu narodowego. I jeszcze powódź, jaka nawiedziła nasz kraj.

Każde z tych wydarzeń z osobna mogłoby być wystarczającą pożywką dla mediów na wiele miesięcy. Same wybory prezydenckie, które w normalnym trybie miały się odbyć w jesieni, przyciągały zainteresowanie mediów zanim jeszcze rozpoczęła się kampania wyborcza. Już od początku roku wszelkie oficjalne uroczystości były wyborami zdominowane. Katastrofa je tylko przyśpieszyła. Można by więc się spodziewać, że przy takiej obfitości wydarzeń media będą miały co robić i ich doniesienia staną się rzeczowe, oparte na faktach, pozbawione złośliwych komentarzy. W dniach żałoby narodowej rzeczywiście było spokojniej. Potem w obliczu powodzi, ogromu zagrożeń i strat wszyscy rozumieli, że pewnych rzeczy mówić i pisać nie wypada. Nawet politycy w kampanii wyborczej prowadzonej w cieniu katastrofy prezydenckiego samolotu i kataklizmu powodzi zachowywali się powściągliwie. Ale media szybko powróciły do swoich dawnych praktyk: dobra wiadomość to ta zła i im gorsza tym lepsza. A cięty, złośliwy komentarz sprzedaje się najlepiej. Nagle jednak wszyscy zrozumieli, że to czym zajmują się media - choć przyciąga uwagę - tak mało w życiu się liczy. W obliczu katastrofy samolotu i kataklizmu powodzi spór polityczny i cięty komentarz straciły na znaczeniu. Dni żałoby narodowej minęły, ale ta osobista, choć nie tak widoczna, pozostała - dojmująca i bez perspektywy rychłego końca. Kulminacyjna fala wody dotarła do Bałtyku, ale niestety zagraża kolejna powódź, a dramat dotkniętych nią ludzi wciąż trwa i może się pogłębić. Wielu bardzo osobiście doświadczyło jak ważne jest podane w porę ostrzeżenie. Niestety, także wielu przekonało się jak dotkliwe bywa nieusłyszenie ostrzeżenia lub zignorowanie go.

Na tle tego, czym karmią się świeckie media, jakże inaczej brzmi Ewangelia - Dobra Nowina o tym, że przez wiarę w Jezusa Chrystusa człowiek może uniknąć zagrożenia wieczną śmiercią i być zbawionym. Ewangelia nie jest wieścią lukrowaną. Nie przemilcza rzeczy dla człowieka przykrych, jego tragicznego położenia i grożącego mu niebezpieczeństwa. Ale też z człowieka nie szydzi, nie pastwi się nad nami, nie wypomina nam naszych błędnych decyzji, zaniedbań i niskich skłonności. Wskazuje natomiast, jak wyjść z opresji i znaleźć ratunek.

Słowo i Życie” jest kwartalnikiem, więc dopiero w tym numerze odnosimy się do katastrofy pod Smoleńskiem i do żałoby narodowej. Pisze o niej pastor W. Andrzej Bajeński w artykule „A gdy minęły dni żałoby”. Takie wydarzenia rodzą wiele pytań. Można pytać, gdzie był Bóg, ale bardziej właściwe byłoby pytanie o to, co Bóg chce nam przez to powiedzieć – o tym Wala Jarosz w „Czy Bóg się zagapia?”. O powodzi pisze z autopsji Leszek Szuba – mieszkaniec Tarnobrzega oraz Adam Byra – pastor Społeczności Chrześcijańskiej w Sandomierzu.

Ale główne przesłanie tego numeru skupia się na Ewangelii i Chrystusie. Tym razem sporo miejsca zajmuje Wniebowstąpienie Pańskie – jedno z najbardziej zapomnianych świąt chrześcijańskich.

Jak zwykle odnotowujemy też wydarzenia z życia Wspólnoty Kościołów Chrystusowych – tym razem poświęcenie nowej kaplicy w Lidzbarku Welskim.

Życzymy miłej lektury i udanych wakacji.

Copyright © Słowo i Życie 2010
Słowo i Życie - strona główna