Marta Muczek

Labirynt na "Puławskiej"

Czasem, żeby wyjść z własnego labiryntu, potrzebna jest dłuższa chwila wytchnienia,
możliwość pozostania z samym sobą i Bogiem. Chwila poważnego zastanowienia się nad własnym życiem.

Znany od najdawniejszych czasów labirynt to zawiła w układzie korytarzy i przejść budowla. Starożytni Egipcjanie umieszczali go w piramidach. Znano go w Mezopotamii, a jego pozostałości odnajdujemy również w średniowiecznych zamkach. Było wielu śmiałków, którzy próbowali go przebyć. Dzisiaj znajdujemy ich szkielety. Trafiając tam, błądzili, za każdym razem sądząc, że wyjście jest tuż, tuż.

Co czuje człowiek, znajdujący się w labiryncie? Początkowo jest pełen nadziei, że droga jest prosta, ponieważ wydaje mu się, że zmierza do wyjścia. Trafiając jednak na problemy, błądząc w kolejnych korytarzach, zaczyna odczuwać najpierw niepokój, a potem strach i zagubienie. Czuje się samotny, bo nikt nie może mu wskazać drogi, a sytuacje z korytarzami podobnymi do siebie zaczynają powtarzać się do znudzenia. Potrzebuje wskazówki, choć jeszcze próbuje myśleć i rozwikłać zagadkę samodzielnie. Powoli traci nadzieję i pogrąża się w rozpaczy. Czasem zwyczajnie poddaje się.

Wielu porównuje nasze życie do labiryntu. Nie błądzimy wprawdzie w realnych korytarzach, spotykając od czasu do czasu ślady poprzedników, ale też doświadczamy uczucia strachu, zagubienia, samotności, obawy o przyszłość i o swój los. Często mamy wiele pomysłów na życie, rozwiązań, które wydają się doskonałym wyjściem. Może się jednak okazać, że droga do wyjścia jest fałszywa, a światło dochodzące z oddali to tylko złudzenie lub fatalna pomyłka.

Jesteśmy zapracowani, zestresowani i zawsze się gdzieś spieszymy. Często samotnie, gdyż nie mamy czasu na przyjaźń i miłość. Bywa, że nie radzimy sobie z wymaganiami, jakie stawia przed nami świat. Popadamy wówczas w nałogi, walczymy z depresją, kompleksami i zaniżoną samooceną. Czasem, żeby wyjść z labiryntu, potrzebna jest dłuższa chwila wytchnienia, możliwość pozostania z samym sobą i Bogiem. Chwila poważnego zastanowienia się nad własnym życiem.

Na tydzień przed Wielkanocą w kaplicy Społeczności Chrześcijańskiej „Puławska” powstała niezwykła budowla z tajemniczym wejściem i wyjściem. O ironio, to labirynt, który ma nas zatrzymać w biegu i skłonić do głębokiej refleksji. Czy to możliwe? Wejść z jednego labiryntu do drugiego? Na szczęście to tylko ekspozycja. Wystarczy założyć słuchawki na uszy i wejść do środka. - Tu droga jest prosta, wybory ważne i konkretne, wyjście szerokie i radosne - zapewniają organizatorzy.

"Labirynt" - tak została nazwana ta nowoczesna forma przekazu Ewangelii. -Czasem, żeby wyraźnie usłyszeć, co Bóg mówi do nas przez Słowo Boże, musimy uciekać się do języka współczesnego. Nasze czasy zdominował obraz i dźwięk - mówi pastor Zbigniew Tarkowski, jeden z budowniczych labiryntu. Pędzimy przez nasze życie w zawrotnym tempie i choć czasem udaje się nam zatrzymać, to uwagę może przyciągnąć jedynie szybko migający obraz i głośna muzyka. Dlatego "Labirynt" tak fantastycznie jest odbierany i przez 10-, 15- czy 50-latków.

- W tym labiryncie pierwszy raz nie zabłądziłem. Znalazłem to, czego tak długo szukałem. Wyjście jest proste, wiem, co mam robić dalej - opowiada na gorąco młody człowiek, zdejmując labiryntowe słuchawki. Wydaje się, że nie chce jeszcze odchodzić i chętnie by pogadał. -Mam gonitwę myśli - mówi i siada na krześle zamyślony. Podchodzi do niego ktoś z obsługi. Zaczyna się rozmowa.

Niektóre rozmowy są długie. Zaczynają się przy wyjściu z wystawy, kończą gdzieś w cichym pokoju na zapleczu. Czasem pojawia się uśmiech, a czasem łzy.

- Rozmawiając z uczestnikami wystawy, staramy się być wrażliwi i bardzo wyczuleni na ich potrzeby. Zawsze jednak chcemy, aby wiedzieli, że prawdziwe realne życie jest po wyjściu. Na wystawie przybliżamy Boga i przedstawiamy biblijne prawdy. Zastosowanie natomiast musi nastąpić w rzeczywistym życiu każdego z nas - mówi współorganizatorka wystawy Małgorzata Tarkowska, dodając, że ludzie przychodzą tu z różnych powodów. Dla wielu sprawy duchowe są całkiem obojętne, niektórzy określają się jako ateiści, a inni szukają Boga. Często wychodzą bardzo poruszeni tym, co usłyszeli, a Jezus staje się dla nich kimś ważnym. Odwiedzającym projekt mówi, że "Labirynt" nie zmienia ludzkiego życia, ale może to zrobić Bóg. Tu nie dzieje się przecież nic wstrząsającego. Przekazane są tylko często dobrze znane treści z Pisma Świętego.

- Chciałbym tam jeszcze raz wejść i szkoda, że trzeba wrócić do rzeczywistości - zwierza się jeden z uczestników. Rozpoczyna się dyskusja między grupką zebranych. - Ale wiesz, to tylko takie przedstawienie, właściwie nie da się czuć tego wszystkiego przez cały czas - mówi jeden z rozmówców. -No, ale czasem przydaje się takie przeżycie, które przywołuje nas do porządku i pokazuje jak jest naprawdę - odpowiada inny i dodaje, że według niego, każdy powinien tu przyjść. -Im bardziej się komuś wydaje, że nie jest mu to potrzebne, tym bardziej powinien - kwituje.

Małgorzata Tarkowska uważa, że ponieważ na przejście przez "Labirynt" potrzebujemy 45 minut, jest to niezwykła okazja na spędzenie czasu z Bogiem. Gdybyśmy tyle czasu codziennie spędzali z Bogiem, modląc się i czytając Jego Słowo, ile w "Labiryncie", to codziennie bylibyśmy tak poruszeni, jak po wyjściu z niego - mówi.

Niektórzy wpadają do recepcji "Labiryntu" wprost z ulicy, zdejmując w pośpiechu kurtki. Szybka, krótka instrukcja, słuchawki na uszy, latarnia do ręki, parę uwag, uruchomienie odtwarzacza mp3, skrzypnięcie drzwi i już jest się w środku, wprost z rozpędzonego chaosu. Jaka będzie reakcja na to, co jest wewnątrz i jakie to będzie miało znaczenie? Niejedna osoba z obsługi zadaje sobie to pytanie, pamiętając jeszcze pełne niepokoju spojrzenia wchodzących na wystawę.

- Kiedy weszłam do "Labiryntu", od razu zrozumiałam, że to przedstawienie jest zrobione właśnie dla mnie. Przez całe swoje życie plączę się w gąszczu moich codziennych spraw, próbując wyłuszczyć z niego to, co jest najważniejsze. Na parę pytań zaczynam znajdować odpowiedź - zwierza się młoda dziewczyna po przejściu przez labirynt.

Cudownie być tu cały dzień i widzieć oddanych ludzi, którzy robią wszystko, aby się udało. Ale co właściwie miałoby się udać? Czy chodzi o to, żeby zrobić wyjątkowe wrażenie na zaproszonych gościach, czy zaimponować świetną organizacją? Dla wszystkich zajętych obsługą "Labiryntu" odpowiedź jest prosta. -Chcemy, aby ludzie poznali prawdę o kochającym Bogu i przyjęli ją głęboko do swojego serca, bez względu na to, jak wyglądało ich życie do tej pory - mówią.

- Jestem blisko Boga, a On blisko mnie od wielu lat. Myślę jednak, że dobrze zrobił mi łyk świeżości tutaj, na tym "Labiryncie". Każdemu się to przyda i zaowocuje bliższą relacją z Nim - mówi Ela, która zaraz po przejściu przez wystawę zaangażowała się w pomoc w recepcji.

- Zawsze w naszym kościele jest grupka ludzi, która lubi robić coś społecznie. Tym razem przyłączyło się do nich wielu innych. Dla wspólnoty takie wydarzenie ma ogromne znaczenie. Wiele osób cieszy się, że może pomóc. Wpadają tu przed pracą i po pracy. Przyjeżdżają, pokonując uliczne korki, i zostają do późnych godzin - mówią Tarkowscy.

Dla niektórych, to pierwszy kontakt z takim rodzajem działania i pierwsze kroki we wspólnocie. Na przykład dla czternastoletniego Antka, który na początku zaangażował się w pomoc przy obsłudze z braku innego zajęcia. Potem jednak wciągnął się tak bardzo, że nie można go było namówić na chwilę odpoczynku. Dla niego bardzo ważne było to, że zobaczył, jak informacje o Bogu poruszają ludzi. Jego siostra Asia, gimnazjalistka z trzeciej klasy, uważa, że właśnie w tym wieku młodzi poszukują autentycznego oparcia. Jej rówieśnicy zadają sobie wtedy bardzo ważne pytania i szukają na nie odpowiedzi. Rodzice często sami są zagubieni i nie wiedzą, jak im pomóc. Doskonałą sprawą jest wtedy skorzystanie z takiego wydarzenia jak to. Po przejściu przez "Labirynt" ludzie, zdaniem Asi, są bardziej otwarci i chętniej rozmawiają. Dla niej samej to również miało znaczenie: - Wiedziałam, co Jezus zrobił dla mnie na krzyżu, ale tutaj bardziej uświadomiłam sobie Jego cierpienie i ofiarę dla mnie za moje grzechy i wiem, że moi rówieśnicy potrzebują tego samego - dodaje.

Pastor Tarkowski uważa, że walorem tego projektu jest możliwość uczestniczenia w nim w pojedynkę. Przez poszczególne komnaty kroczymy bowiem, mając za towarzysza jedynie głos ze słuchawek. Wielu osobom bardzo to odpowiada, ponieważ dzisiaj, w dobie Internetu, nie umiemy być razem z innymi. Ukrywamy własne przeżycia i nie dzielimy się emocjami. Podobnie jest z rozmową na tematy duchowe. Kiedy je poruszamy, mamy wrażenie, że dotykamy czegoś bardzo osobistego. Pojawia się wtedy obawa, iż przekroczymy intymną granicę, za którą kryją się różne problemy. Tym bardziej tak wyjątkowa jest okazja uczestniczenia w tym wydarzeniu.

Widać, że forma przedstawienia dokładnie trafia do młodzieży. Podobało się im, że użyto wielu nowoczesnych gadżetów. Osoby ze starszego pokolenia miały jednak czasem obawy, czy nacisną na właściwy guzik i czy czasem czegoś nie zepsują.

- Pomagałam pewnej starszej osobie przejść z komnaty do komnaty, czując się wtedy niczym anioł, który czuwa nad bezpiecznym dotarciem do wyjścia. Wiem jednak, że w prawdziwym życiu nad naszą drogą czuwa kochający Bóg i chciałabym, aby zwiedzający "Labirynt' to zapamiętali - mówi Olga, młoda dziewczyna, która również pomagała w organizowaniu wydarzenia.

Konstrukcja „Labiryntu” była dostępna na terenie kościoła przez ponad tydzień. W tym czasie, wchodząc co około 10 minut, odwiedziło ją ponad 500 osób, a przy obsłudze pracowało około 70 wolontariuszy. Rafał Sadowski i kilku innych było tam chyba cały czas. On sam, aby nie przeszkadzać gościom, nauczył się być podczas trwania wystawy absolutnie bezszelestny. -Teraz jeszcze przez tydzień po "Labiryncie" będę mówił szeptem, ostrożnie stąpał po podłodze i cicho otwierał drzwi - mówi, ale wie, że bycie niesłyszalnym podczas trwania tego przedsięwzięcia, to nie wszystko. Każdy z elementów pracy wielu osób złożył się w całość, którą tak fantastycznie użył Bóg.


Copyright © Słowo i Życie 2008
Słowo i Życie - strona główna