Prezb.
WŁODZIMIERZ RUDNICKI
Chester
Gretz – ambasador Chrystusa
Kiedy
brat Chester Gretz po raz ostatni wygłaszał kazanie w warszawskim
zborze „Nowe Życie”, 13 listopada 2005 roku, zwrócił się do
słuchaczy z pytaniem: „Gdyby to miało być nasze ostatnie
spotkanie, co powinienem wam powiedzieć? Powiem tylko jedno: bądźcie
wierni Bogu!”. Właśnie w taki sposób sam przeżył własne życie
– jako wierny sługa Boży, ambasador Chrystusa.
Był
człowiekiem wyjątkowym i sługą Słowa Bożego. Do Polski
przyjechał po raz pierwszy w 1960 roku, a od 1968 przez prawie
czterdzieści lat wiernie służył Panu w tej części świata.
Jednakże to nie liczba lat spędzonych w służbie Pańskiej czyni
go osobą tak niezwykłą. Sprawił to sposób, w jaki oddziaływał
na każdego człowieka, któremu służył. Był kimś, kto otrzymał
cudowną Bożą łaskę. Jego dobroć, szczere przejęcie się życiem
ludzi i umiłowanie Chrystusa otwierały mu drzwi do ludzkich serc.
Należał
do najwierniejszych misjonarzy, jakich Polska miała po drugiej
wojnie światowej. Odważnie zwiastował Ewangelię pod władzą
komunistów i po upadku żelaznej kurtyny. Nie uznawał barier
denominacyjnych. Chociaż miał zielonoświątkowe wyznanie wiary i
świadectwo, przyjmowały Go wszystkie Kościoły ewangelikalne. Rok
za rokiem przybywał ze Słowem i osobistym świadectwem, wspartym
praktyczną pomocą w postaci Biblii, literatury chrześcijańskiej,
żywności i odzieży. Zwłaszcza w czasach kryzysu lat
osiemdziesiątych była ona wręcz nieoceniona.
Był
niebywale skutecznym kaznodzieją, docierał z przesłaniem Ewangelii
do szerokiego grona odbiorców. Zarówno dorośli, jak młodzież i
dzieci słuchali Jego nauczania i przychodzili do Chrystusa dzięki
Jego usłudze. W latach siedemdziesiątych Brat Gretz i Jego żona
Mary Ruth usługiwali setkom dzieci na letnich obozach w Ostródzie.
Wiele z tych dzieci już jako ludzie dorośli zostało sługami
Bożymi, niosąc Ewangelię do każdego zakątka Polski.
Jako
nauczyciel z zawodu i powołania rozumiał znaczenie i z całego
serca wspierał kształcenie biblijne w Polsce. W 1973 r. przyczynił
się do uruchomienia Szkoły Biblijnej w Warszawie, która
funkcjonowała wcześniej jako program krótkoterminowych kursów. Od
tej pory aż do swej ostatniej wizyty w roku 2005 był cenionym
wykładowcą tej placówki i wiernie wspierał ją z modlitwą.
Poznałem
Go jeszcze jako
student Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, w roku 1979. Od
tamtej pory nasza przyjaźń umacniała się. Miałem rzadki
przywilej być Jego pomocnikiem i szoferem. Ponieważ mieszkał
wówczas w Niemczech Zachodnich, przejeżdżał swoim białym
volkswagenem busem przez granicę polsko-niemiecką, a ja już na
Niego czekałem. Zawsze witał mnie szerokim uśmiechem, mówiąc po
polsku: “Włodek, mam lekarstwo dla ciebie!”. I wyciągał puszkę
napoju Dr. Pepper. Nie zapomnę niezliczonych godzin, jakie
spędziliśmy razem w drodze, snując marzenia i plany oraz modląc
się.
W
1982 roku, podczas
stanu wojennego, kiedy zostałem powołany na kierownika Szkoły
Biblijnej, był przy mnie, służąc mądrą radą, wskazówką i
słowem proroczym. Przez 23 lata mojej służby na czele
Warszawskiego Seminarium Teologicznego miałem zaszczyt zaliczać Go
do grona Rady WST.
Myśląc
o Jego
metodologii nauczania, muszę przyznać, że była genialna.
Oddziaływał na życie studentów, a nie tylko na ich umysły. W
taki właśnie sposób postrzegał swoją służbę nauczycielską w
Seminarium: jako miejsce, gdzie nie tylko wykłada się wiedzę
biblijną, ale także własnym przykładem zasiewa miłość. Chciał
mieć pewność, że żaden ze studentów, przyjaciół i członków
personelu nie będzie się czuł pozbawiony miłości i opieki.
Nigdy nie był zbyt zmęczony, aby wysłuchać czyichś problemów;
zawsze gotów do modlitwy z potrzebującymi, szczodry i
wrażliwy. Przebywanie z Nim było radością.
„Radujcie się w Panu
zawsze, powtarzam, radujcie się” to słowa, które jak echo
rozbrzmiewają w sercach wszystkich, którzy mieli możność uczyć
się od Niego. Całe Jego życie wskazywało na Pana, jako źródło
Jego radości i poczucia spełnienia.
Tym,
co pociesza nas po Jego odejściu, jest świadomość, że powrócił
w objęcia swojego Ojca Niebiańskiego, aby radować się tą samą
miłością, którą dzielił się tak hojnie i o której swoim
życiem świadczył Kościołowi i światu.■
Tekst
ten w wersji angielskiej był odczytany na pogrzebie Chestera Gretza
16.02.2008
.
[Wspomnienie
ukazało się w czasopiśmie „Chrześcijanin” 1-2/2008 pod
tytułem „Pastor
Chester Gretz - człowiek cudownej Bożej łaski”.
Wykorzystano za zgodą Autora i Redakcji].
Copyright ©
Słowo i Życie 2008