Nina i Bronisław Hury
Od
redakcji
Niedawno,
w jakiejś wieczornej audycji radiowej, utytułowany gość
wypowiadał się na temat emocjonalności i seksualności człowieka.
Opowiadał, jak zewnętrzne bodźce wywołują reakcje chemiczne w
mózgu i w konsekwencji wpływają na nasze stany emocjonalne;
jak impulsy pochodzące z mózgu przejawiają się w postaci
charakterystycznych reakcji, np. rumieńców, mrugania powiek
itp. Podawał też dane statystyczne o zachowaniach seksualnych
mężczyzn i kobiet, dochodząc na ich podstawie do tzw. norm
zachowań. Z jego wynurzeń wynikało, że uczucie silnie wiąże
partnerów, wygaszając przez jakiś czas pociąg seksualny do
innych osób. Ale prędzej czy później te silne więzi
emocjonalne zanikają i następuje poszukiwanie kolejnego partnera
lub partnerki, choć czasem tworzą się innego rodzaju relacje i
para pozostaje razem do końca życia.
Uderzające
było to, że ów ekspert nawet nie wspomniał ani o
odpowiedzialności, ani o moralności. Jego zdaniem nasze emocje i
zachowania to ciąg powiązanych ze sobą zewnętrznych impulsów
i reakcji mózgu oraz wzorców przejętych z przeszłości.
Po tej audycji miało się wrażenie, że człowiek jest nie tyle
zwierzęciem o właściwych mu instynktach, co wręcz maszyną
sterowaną reakcjami chemicznymi w mózgu. A w takiej sytuacji
nie ma co mówić o moralności.
Około
czterdzieści lat temu dr Francis A. Schaeffer pisał: "Coraz
bardziej wykształceni ludzie dwudziestego wieku mają tendencję do
podkreślania pewnego rodzaju determinizmu. Najczęściej jest mowa o
tzw. determinizmie chemicznym, (który głosił markiz de Sade,
a który dziś jeszcze podtrzymuje Francis Crick), a oprócz
tego mamy determinizm psychologiczny (głoszony przez Freuda i jego
naśladowców). W pierwszym przypadku człowiek jest pionkiem w
grze chemicznych sił. W drugim - każda decyzja podejmowana przez
człowieka jest z góry zdeterminowana tym, co wydarzyło się
w przeszłości. Tak więc w przypadku zarówno chemicznego jak
i psychologicznego determinizmu, człowiek nie jest już
odpowiedzialny ani za to, czym jest, ani za to, co czyni, ani też
nie może mieć wpływu na rozwój historii. W takim układzie
człowiek jest niczym więcej, jak tylko częścią kosmicznej
maszyny". Po czym dodaje: "Całym sercem jestem przekonany,
że pierwszym krokiem narodu w odwróceniu się od Boga - nawet
wtedy, gdy ktoś nieustępliwie i agresywnie broni ortodoksyjnej
pozycji - jest zaniechanie pielęgnowania społeczności z Bogiem, i
to z wdzięcznym sercem" (F. Schaeffer, Dokąd,
ZKE, Warszawa, 1973). Dziś widzimy to bardzo wyraźnie, a
słowa apostoła Pawła wydają sie bardzo adekwatne: „A ponieważ
nie uważali za wskazane uznać Boga, przeto wydał ich Bóg na
pastwę niecnych zmysłów, aby czynili to, co nie przystoi”
(Rz 1:28).
W
jakimś sensie Francis A. Schaeffer był Jeremiaszem naszych czasów.
A my dziś jesteśmy świadkami tego, o czym on prorokował. To
smutna konstatacja. Ale właśnie u proroka Jeremiasza znajdujemy
najwspanialsze słowa nadziei: "To biorę sobie do serca i w tym
jest moja nadzieja, niewyczerpane są objawy łaski Pana,
miłosierdzie Jego nie ustaje" (Tren 3:21-22).
W
tym numerze "Słowa i Życia" Jeff
Fountain również porównuje nasz świat do czasów
Jeremiasza. Ale koncentruje się na nadziei. Przywołuje też
zacytowany wyżej werset biblijny, który w zestawieniu ze
słowami Modlitwy Pańskiej: "Przyjdź Królestwo Twoje,
bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi", stanowi dla nas
wyzwanie.
Objawy
łaski rzeczywiście są niewyczerpane. Odnajdziemy je chociażby w
relacjach z uroczystości 40-lecia zboru w Bielsku Podlaskim, zjazdu
w Ostródzie byłych obozowiczów czy w „Życiu w
niewygodnym ciele przelanym na papier”.
Patrząc
dziś na świat, trudno mieć nadzieję. Tym bardziej zatem żyjmy
jako ludzie nadziei.■
Copyright ©
Słowo i Życie 2007