Słowo i Życie nr 3/2006



Dawid Pacyniak

Obraza uczuć religijnych czy kpina?

Po obejrzeniu filmu Marka Koterskiego „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” byłem lekko zdegustowany. Obraz z jednej strony ciekawy, a z drugiej wręcz oburzający. Główny bohater Adaś Miauczyński (Marek Kondrat) to człowiek z problemem alkoholowym. Z wykształcenia kulturoznawca. Pracował na uniwersytecie, ale został zwolniony ze względu na jego nałóg. Od jakiegoś czasu już nie pije, próbuje się leczyć i wrócić do normalnego życia. Jego syn Sylwester (Michał Koterski) ma problem z narkotykami, nie umie zwerbalizować swoich myśli i uczuć. Ojciec próbuje dowiedzieć się, co syn chce mu przekazać. Okazuje się, że w życiu Sylwestra był taki okres, kiedy życzył on swemu ojcu śmierci. Dlatego, że miał poczucie zniszczonego życia, że bał się wychodzić na podwórko, bo koledzy się z niego śmiali. Akcja filmu to kompozycja obrazów z przeszłości Adama, również z jego dzieciństwa. Jego ojciec również miał problem z alkoholem. Adam nienawidził zachowania swojego ojca i wstydził się za niego. Przyrzekał sobie, że on nigdy taki nie będzie.

Dobre chęci to za mało
Jednak, jak to często bywa, poszedł dokładnie w ślady ojca. Pił i zachowywał się w sposób, którego jego żona nienawidziła. W jego życiu zawsze pojawiał się „Anioł Stróż”, który ratował go z trudnych sytuacji. Udało mu się nawet przez siedem lat nie pić. Jednak w pewną Wigilię Bożego Narodzenia, poczuł się tak pewny siebie (pojawiły się też różne postacie podpowiadające mu, że jest w stanie wypić tylko kieliszek), że odrzucił porady „Anioła Stróża” i udał się do knajpy, gdzie przesiadywali jego kumple. Pił po kieliszku, jeden za drugim, przy każdym powtarzając, że jest na tyle silny, aby powiedzieć STOP. Powrócił do domu, gdzie żona i syn wyczekiwali na niego. Widząc jego stan, wynieśli się z domu. Doszło do rozwodu, a Sylwester popadł w narkomanię.

Film w rewelacyjny sposób pokazuje zjawisko, które można by nazwać „dziedziczeniem nałogu”. Adam zaklinał się, że nigdy nie będzie żył tak, jak jego ojciec-alkoholik. Rozpoczął studia, był dobrze zapowiadającym się kulturoznawcą, ale poddał się nałogowi i przegrał swoje życie. Jego syn też nienawidził ojca, za to co czynił, i życzył mu śmierci, a sam też popadł w nałóg.

Problem nałogu może dotknąć każdego. Jest to ogromna tragedia, tym bardziej że człowiek niszczy nie tylko siebie, ale również swoich najbliższych. Ma to wpływ na teraźniejsze i przyszłe życie potomstwa. Zaklinanie się nie zawsze okazuje się być wystarczające. Wyjście z nałogu to naprawdę trudna sprawa. Pomoc „Anioła Stróża” może być niezbędna.

Oburzenie
Wątek problemu alkoholowego Adama przeplata się ze scenami Drogi Krzyżowej i cierpienia Pana Jezusa Chrystusa na krzyżu. Myśli Adama koncentrują się na męce Jezusa i porównuje on siebie do Mesjasza. Żona krytykująca męża alkoholika i uciekająca od niego przyrównana jest do żołnierza, który stojąc pod krzyżem przebił Jezusowi bok. Człowiek uzależniony i cierpiący z tego powodu wiele nieprzyjemności ze strony otaczających go ludzi, to swego rodzaju Chrystus, odrzucony przez innych, skazany na samotność i śmierć. Stąd pojawiło się we mnie uczucie oburzenia. Jak można człowieka, który cierpi na własne życzenie, porównać z niezasłużonym cierpieniem Zbawcy? Moje uczucia religijne zostały dotknięte. Chrystus wszakże zniósł mękę, ale grzechu w Nim nie było.


Wybrańcy?
Kiedy jednak po jakimś czasie emocje opadły, zacząłem rozmyślać trochę więcej o polskiej religijności i cierpieniu w życiu każdego człowieka. Przypomniały mi się hasła w stylu „Polska Mesjaszem narodów”. Często, kiedy z własnej winy znosimy jakieś uciski ze strony innych, próbujemy doszukiwać się elementu niezasłużonego bólu i odrzucenia. Czyniąc coś złego, zasłaniamy się tym, że przecież nie jest to aż tak straszne i nie powinniśmy być szykanowani przez innych. Przechodząc przez trudne sytuacje w naszym życiu, bardzo łatwo jest postrzegać siebie jako osobę skazaną na ból i krzywdy. Jako człowieka odrzuconego i niezrozumianego przez innych, wręcz jako wybrańca, jako Chrystusa.

Często znosząc cały ten ból, koncentrując się na sobie, traktujemy nasze życie jako swoistą mękę, jako niesienie krzyża. I swoimi wysiłkami pragniemy pokazać, że pomimo okrucieństwa innych wobec nas, my niesiemy dobro. Tym samym chcemy zapewnić sobie zbawienie, poprzez czynienie dobra. Chcemy siebie przyrównać do Chrystusa, chcemy być wybrańcem. Nie uświadamiamy sobie, jak bardzo kpimy przy tym z prawdziwego znaczenia dzieła Jezusa Chrystusa. Nie dostrzegamy różnicy między Nim a nami. Sprowadzamy wiarę tylko do tego, co sami jesteśmy w stanie wygenerować. Taka religijność jest bardziej przywiązana do pewnych symboli, do tradycji. Nie dostrzega głębi przesłania, pomija jego istotę.

Można by zatem patrzeć na ten film, jako na obraz obśmiewający takie płytkie podejście do religijności, skądinąd bardzo polskie, bardzo nasze.

Copyright © Słowo i Życie 2006

Słowo i Życie - strona główna