Słowo i Życie - strona główna
numer 2/2002

Copyright © Słowo i Życie 2002

Zagracone wnętrze

"Bóg jest miłością. Bóg jest dobry. Jezus jest moim przyjacielem, On mnie zawsze kocha". Zdecydowanie tak. To najprawdziwsza prawda - jak często zapewniają dzieci. Odkrywając i poznając takiego Boga, żyjemy w pewności, że jesteśmy dla Niego bardzo cenni, że z wielką miłością patrzy na nas, na nasze życie, na nasze decyzje.

Przyswajamy sobie te prawdy o Bogu, o Jezusie. Dają nam one siłę, zachętę, motywację; sprawiają, że w całym zamęcie codzienności jest to wartość i pewność, do której wracamy i chcemy się jej mocno trzymać. �Jezus mnie kocha" - tak, zdecydowanie tak!

Zastanawiam się jednak, czy nie zdarza nam się czasem, że w niewłaściwy sposób wykorzystujemy tę absolutną prawdę o Jezusie - naszym Bogu i Zbawicielu. Jezus, którego spotykamy w Ewangeliach, ma cechy bardzo miłej, dobrej i tolerancyjnej osoby. Nie oskarża, nie walczy, nie niszczy, nie krytykuje, pozwala na samodzielne podejmowanie decyzji. Tak, zdecydowanie tak!

Opisując wjazd Jezusa na osiołku do Jerozolimy, ewangeliści cytują za Zachariaszem: "Oto Król do ciebie przychodzi łagodny..." (Mt 21,5). Takiego Jezusa witają tłumy. Często i my znamy jedynie takiego, łagodnego Jezusa. Jezus - łagodny, miłosierny, wyrozumiały, cierpliwy, dobrotliwy. Tak, zdecydowanie tak!

Czytając jednak dalej ten sam fragment Ewangelii, w następnym obrazie, dotyczącym być może tego samego dnia, poznajemy nagle innego Jezusa. Czy na pewno innego? A może po prostu widzimy Go w innej sytuacji? Jezus wchodzi do świątyni jerozolimskiej, do miejsca, które nazywa domem Ojca. Zastaje tu jednak handlarzy, sprzedawców, wekslarzy. Świątynia, która miała być domem modlitwy, szczególnym miejscem świętym, stała się miejscem pospolitym, zwykłym targowiskiem, zabrudzonym, pełnym krzyku, chaosu i nieładu. Jezus, ten łagodny, miłosierny, wyrozumiały, nagle staje się osobą konfrontującą. Nie ma tu żadnej zbędnej dyplomacji, żadnego "owijania w bawełnę" ani "mówienia półsłówkami". Widzimy Go zdecydowanego, jednoznacznego i pełnego energii. Takim nikt Go wcześniej nie widział. Jezus jednym ruchem przewraca sprzęty, klatki ze zwierzętami, wypędza tych, którzy dom Jego Ojca, świątynię Boga zamienili w "jaskinię zbójców" (Mt 21,12-13).

Żeby przebywać w tym miejscu, Jezus musi je zdecydowanie, radykalnie oczyścić, wymieść, opróżnić. Wyrzuca wszystko, co nie ma prawa być w tej świątyni, co zmienia jej charakter, co ją niszczy. Jezus brzydzi się tym, co tam zastaje. Jest rozczarowany, wręcz zagniewany, widząc, co człowiek może zrobić z tego świętego, szczególnego miejsca.

"Czy nie wiecie, że ciało wasze jest świątynią Ducha Świętego, który jest w was i którego macie od Boga?" (l Kor 6,19). Tak, zdecydowanie tak!  Skoro tak, to jaka jest reakcja Jezusa, kiedy wchodzi do "świątyni", którą ja jestem? Co w niej zastaje? Jak może zareagować, kiedy zobaczy całe moje wnętrze? 

Nie zdajemy sobie sprawy, a może nie zastanawiamy się nad tym, ile niepotrzebnych rzeczy, ile gratów, zepsutych staroci potrafimy przetrzymywać w świątyni, która przecież należy do Niego. Czas konfrontacji, oczyszczania i zmian potrzebny jest każdemu z nas. Nie musimy czekać na wstrząs w swoim życiu, aby zdać sobie sprawę, że potrzebne są zmiany. Ile jest w nas bałaganu, niepotrzebnych rzeczy, złych cech, przyzwyczajeń, wynikających z naszych słabości, lenistwa, beztroski, uporu? Czy w dalszym ciągu jesteśmy świątynią, czy raczej zmieniliśmy się w magazyn rzeczy znalezionych, nabytych, podrzuconych?

Można to zmienić. Stojąc szczerze przed Bogiem, mając odwagę na konfrontowanie siebie przed Nim, możemy zaprosić Go, by On sam dokonał w nas zmian. Jego krew i Jego miłość mogą sprawić, że znowu staniemy się świątynią Ducha Świętego.

Zaproszenie: "Oto stoję u drzwi i kołaczę, jeśli kto usłyszy głos mój i otworzy drzwi, wstąpię do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną" (Obj 3,20) jest dla każdego z nas. Pozwólmy Bogu na dokonanie w nas zdecydowanych zmian. Wyrzućmy wszystko, co zagraca nasze wnętrze, odsuńmy to, co gromadziliśmy przez lata, co skrzętnie ukrywamy, do czego przyzwyczailiśmy się, a czego nie powinno być w nas - w świątyni, w której chce zamieszkiwać sam Bóg.

EWA PIESZKA

Copyright © Słowo i Życie 2002
Słowo i Życie nr 2/2002