Przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne

Jak Jonasz zaczęliśmy uciekać od podjętego wcześniej mocnego postanowienia uczestniczenia w Konferencji 80-lecia w Bielsku Podlaskim. Im bliżej był termin, a słupek rtęci na termometrze wyższy, tym bardziej nasze postanowienie stawało się elastyczne, miękło, aż niemalże rozpłynęło się z powodów (powiedzmy, że to prawda) zdrowotnych i technicznych. Ale chwała miłosiernemu Panu, że życzył sobie naszego uczestnictwa w tej Konferencji i zniweczył nasze uciekinierskie plany tak dalece, że przywrócił nam ochotę i siły, a naszemu niemłodemu już maluchowi sprawność techniczną. Nasz Pan jak zawsze miał rację i dziękujemy Mu, że z kilkuset innymi siostrami i braćmi mogliśmy przeżyć to, co było nam dane. Dziękujemy Mu za organizatorów tak wielkiego, wielonarodowego i wielopokoleniowego spotkania wierzących.

Był to czas duchowego budowania się i wzmacniania, zwłaszcza podczas wspólnego uwielbiania Pana, gdy w świętującym tłumie czuliśmy się jak jednolity mur, choć zbudowany z wielu cegieł. Był to również czas ubogacania tym, co dziś należy już do historii, wspominania trudów misjonarskich lat dwudziestych. Wielu z tych, którzy poznali Ewangelię w dorosłym wieku i nie wychowywali się w rodzinie Zborów Chrystusowych, słyszało o tym po raz pierwszy. Wyjazd do Starowsi, gdzie powstał pierwszy w Polsce zbór Kościoła Chrystusowego, był wspaniałą lekcją poglądową. Można tam było spotkać osoby, które znały osobiście pierwszego misjonarza Konstantego Jaroszewicza, zachował się nawet dom, w którym mieszkał. Gdy zgromadzeni przed dawnym domem modlitwy - niezamieszkałą drewnianą chałupą, zniszczoną przez czas i korniki - śpiewaliśmy stare hymny po polsku i po rosyjsku, przez patynę współczesnego wychowania przebijało się głębokie wzruszenie. Niejedna ręka, pod pretekstem ścierania potu z czoła, ocierała ukradkiem łzę z oka. To stąd, 80 lat temu, zaczęła się rozprzestrzeniać Dobra Nowina, szansa dla ginących duchowo i fizycznie ludzi, mieszkających na wschodnich terenach ówczesnej Polski. Z tego miejsca wyruszali pieszo, czasem furmanką lub rowerem pierwsi misjonarze, by nieść Boże Słowo pod wiejskie strzechy i okoliczne miasteczka. Bogu niech będą dzięki, że w każdym pokoleniu znajduje On tych, którzy Jego naukę przekazują w sposób właściwy dla ich czasu, jak powiedział przez proroka Izajasza: "Zabezpieczę świadectwo, zapieczętuję naukę w moich uczniach" (Iz. 8,16).

Podczas tej Konferencji szczególnie bliskie i realne stało się dla mnie zalecenie apostoła Pawła: "Rozmawiając ze sobą przez psalmy i hymny, i pieśni duchowne, śpiewając i grając w sercu swoim Panu, dziękując zawsze za wszystko Bogu i Ojcu w imieniu Pana naszego, Jezusa Chrystusa" (Ef. 5,19-20). Mam wrażenie, że już dawno nie było konferencji, gdzie byłoby tak dużo śpiewu i muzyki. Nasze gardła i serca gromko śpiewały i grały. Sprzyjała temu niewątpliwie obecność białoruskich sióstr i braci. W czasach keyboardu i elektroniki orkiestra dęta z Kobrynia wnosiła odmienny, niespotykany w naszych zborach, ale jakże odświętny nastrój. Rozgrzane i ochotne serca chwaliły Boga, jak zaleca Psalm 150, głośnym "bębnem i śpiewaniem". "Przy takiej muzyce nawet w ten upalny dzień z ochotą poszedłbym za tą orkiestrą przez miasto, poza miasto, przez Polskę i dalej, śpiewając i głosząc Słowo Boże, wyrażając Bogu wdzięczność za zbawienie" - komentował  w przerwie jeden z młodszych uczestników Konferencji, a inni z uśmiechem przytaknęli, że chętnie dołączyliby do takiego pochodu.

Śpiewaliśmy Bogu na chwałę z tak wielką żarliwością, że wydawało się, iż podłoga drży. Pieśni: "Pod Twą obronę Ojcze na niebie" czy "Ojcze niebieski, Boże wszechmocny" były potężną manifestacją potrzeby Boga w nas. Każdy z tych starych hymnów to głęboka treść, kazanie, wyśpiewane ustami wszystkich uczestników zgromadzenia. Liczba zwrotek nikogo nie nużyła, raczej wyczuwało się żal, gdy z braku czasu nie można było wyśpiewać wszystkich. "Brakuje nam takich pieśni" - nierzadko słyszało się komentarz. Czy zdezaktualizowały się Psalmy Dawida lub Pieśni Kochanowskiego? Dlaczego pokolenie Internetu nie śpiewa hymnów np. ze "Śpiewnika Pielgrzyma"? Może głęboka, prosta treść tych pieśni za mocno dotykałaby nas, niepokoiła, szarpała duszę, a nam tak bardzo potrzebny jest "święty" spokój? 

Wdzięczna jestem Bogu za tę Konferencję, za to, co przeżyłam uczestnicząc w niej, za wszystkie pokolenia oddanych Mu ludzi, którzy na przestrzeni wieków głosili Jego Słowo aż do naszych czasów. I proszę Go, aby powoływał tych, którzy to Słowo przekażą wiernie następnym pokoleniom, aż On przyjdzie. I dziękuję, że On jest z nami "po wszystkie dni, aż do skończenia świata" (Mat. 28,20).

JANA PŁANIEWSKA

Copyright © Słowo i Życie 2001
Słowo i Życie nr 3/2001